środa, 24 września 2014

Rozdział 12 O szkole i o zadaniach specjalnych



Dla Mamy szkoła to była codzienność. Zanim w brzuchu pojawił się Piotruś, chodziła tam codziennie. A nawet zostawała w nocy, kiedy mieszkali na trzecim piętrze. Filipkowi podobały się długie korytarze, zupełnie puste w soboty i niedziele. Ulubioną rozrywką była zabawa w echo. Tylko tam głos robił się tak potężny. Zwłaszcza, gdy urządzali z Mamą koncerty na gitarę, śpiew i instrumenty perkusyjne. Można tam było grać w piłkę, a nawet jeździć na rowerze. A w niedziele, gdy padał deszcz i przychodziła Lusia na lekcje jogi, bawili się najlepiej na świecie.
Filip lubił też słuchać gwaru głosów starszych dzieci z internatu, które jadły kolację na stołówce. Jednak gdy przychodziły na górę na siłownię, uciekał z krzykiem. Tak było odkąd pewnego dnia do pokoju Mamy i Filipa wtargnął znienacka uczeń wysoki jak dąb. Zrobił to przez pomyłkę, gdy jego opiekun odwrócił się od niego na chwilę. Mama tłumaczyła potem Filipkowi, że ten chłopiec bywa bardzo niemądry, ponieważ cierpi na chorobę o nazwie autyzm. Ale nie wszyscy uczniowie Mamy byli chorzy. Niektórzy byli całkiem mili i grali z Filipkiem w piłkę na boisku. Musieli być jednak SPECJALNI. Bo cała szkoła nazywała się SPECJALNA.
            Teraz jednak Filip wcale nie tęskni za szkołą – domem. Choć lubi od czasu do czasu przyjść z Mamą do pracy i posiedzieć za biurkiem. Albo w pierwszej ławce. Układa wtedy puzzle a wszystkie dzieci chcą wiedzieć jak ma na imię.
            Kiedy więc pewnego dnia Filip usłyszał rozmowę Mamy z Tatą, o szkole, musiał im to od razu powiedzieć:
-         Nie nie, ja nie chcę! Ja naprawdę nie tęsknię za szkołą!
-         Oczywiście, kochanie. Przecież nikt nie każe ci iść do szkoły. Pójdziesz w swoim czasie. – zapewniła Mama
Ale kiedy miał być ten „swój czas”? Filip koniecznie musiał się tego dowiedzieć. Tego wieczoru. 
-         Mamo, kiedy pójdę do szkoły w „swoim czasie”?
-         Nie wiem czy w ogóle pójdziesz do szkoły Filipku. Zastanawiamy się z Mamą twojego kolegi czy nie stworzyć dla was SPECJALNEJ domowej szkoły…
-         Ale przecież ja już umiem czytać Mamo, i nawet liczyć. Nie jestem chory. I nie wchodzę nikomu do pokoju bez pytania. No może czasem do sypialni, jak zapomnę. Dlaczego chcesz żebym był w SPECJALNEJ szkole?
-         O czym ty mówisz kochanie? – Mama spojrzała na Filipka zdziwiona.
-         No, bo szkoła specjalna.. sama mówiłaś…
-         Ach! Ojej , nie! Aniołku mój, nie. Nie chodzi o taką szkołę specjalną, w jakiej ja pracuję. Chcemy wam stworzyć szkołę DOMOWĄ. Specjalną , czyli specjalnie dla was.
-         DOMOWĄ? W DOMU? – Filip otworzył szeroko oczy.
-         No tak. Nie musielibyście wstawać rano o szóstej. Ani nie byłoby dzwonków. I pośpiechu. I tłumu dzieci, także starszych, które by cię popychały na przerwach. I mógłbyś nauczyć się dużo więcej, i szybciej niż w szkole.
-         Ale ja bardzo lubię dzwonki Mamo – przerwał Filip – I lubię jak jest dużo dzieci, bo można się bawić w berka. I w chowanego. I lubimy krzyczeć głośno, wszyscy chłopcy, na placu zabaw
-         Ach tak… - Mama była wyraźnie rozczarowana. – Rozumiem.
Potem Filip dowiedział się, że ten rok i tak spędzi w przedszkolnej zerówce bo NIE MUSIAŁ jeszcze iść do szkoły. Pewnie tak samo jak NIE MUSIAŁ jeszcze czytać i pisać. Ale mógł.  I chciał. Nie wiedział jednak, że pierwszego dnia przedszkola powita go NOWA PANI. To ona właśnie odkryła, że Filip jest jedynym który umie już dobrze czytać. I tak otrzymał SPECJALNE zadanie, jak powiedziała Nowa Pani    codziennego głośnego czytania bajek wszystkim dzieciom w grupie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz