piątek, 19 września 2014

Rozdział 6 O patchworkach i poczwarkach


Mama ostatnio pokazała Filipkowi jaki tytuł będą mieć opowiadania: O rodzinie Patchworkowców. Filip musiał zrobić bardzo śmieszną minę, bo Mama strasznie zaczęła się zaraz śmiać. A potem płakać. Jak już przestała płakać ze śmiechu i mogła mówić, powiedziała, że zabierze Filipka ze sobą na strych u dziadków, żeby lepiej wytłumaczyć ten dziwaczny tytuł. Filipek musiał więc czekać całe dwa dni aż do weekendu. W weekend miały być urodziny prababci Mani więc pojechali wszyscy do Józefowa. Nawet Krzysztof. Krzysztof bardzo lubi prababcię Manię i zawsze na powitanie całuje ją w rękę. Mówi, że cieszy się że ją widzi. Filipek nie jest całkiem pewien czy Krzysztof naprawdę się cieszy, bo uśmiecha się tylko przez chwilę. Nie to co Pani Ania od logopedii, która uśmiecha się prawie cały czas. Albo Mama. Ona uśmiecha się nawet dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć razy w jeden dzień.

W ten dzień urodzin prababci Mani właściwie wszyscy się dużo uśmiechali. Było bardzo wesoło i można było bezkarnie zjadać naprawdę duże porcje tortu i całe stosiki malutkich bezowych i francuskich ciasteczek. Oraz można było pić sok ze sklepu, co się nigdy nie zdarza w domu u Filipka.  Mama uważa, że od soków ze sklepu zęby stają się czarne. I dlatego sok robi sama. I tylko z czarnej porzeczki. Filipek nie jest przekonany czy Mama ma rację, chociaż widział że dzieci w przedszkolu mają czarne zęby. Jednak żadne z nich nie umiało powiedzieć czy zęby zrobiły się czarne od picia soku ze sklepu. Filip długo o tym myślał, ostatecznie jednak zdecydował, że woli mieć białe żeby. Chociaż nawet te białe kiedyś wypadają. Na przykład ostatnio wypadły mu dwa. Jeden po drugim. Zupełnie z przodu. Na szczęście zaraz spod spodu zaczęły wyrastać nowe. Filipek myślał kiedyś, że jak ząb wypada to zawsze potem rośnie pod spodem drugi. Podczas wizyty u prababci Mani postanowił więc że zapyta o to dziadka Janka, któremu też właśnie wypadł ząb. Dziadek się tylko roześmiał i zaprowadził go do kuchni prababci Mani. Tam Filip zobaczył coś bardzo zabawnego. Całe rzędy zębów pływające w wodzie w szklance. To były zęby prababci Mani. Okazało się, że tylko dzieciom rosną nowe zęby. Prababcia Mania, która ma już dziewięćdziesiąt pięć lat musiała sobie takie kupić w sklepie. Miała ich nawet po dwie sztuki. Filipek uznał, że te zęby wyglądały zupełnie jak jakiś potworek. Dziadek Janek się z nim zgodził i obaj przypomnieli sobie jak Mama mówiła przed chwilą przy stole o opowiadaniach pod nowym tytułem Rodzina Patchworkowców. Paweł, który był wtedy w toalecie i nie słyszał wszystkiego, zapytał znienacka – O! Ojej! Jaka rodzinach poczwarkowców? – I zaczął się śmiać. Wtedy dołączyli się pozostali i wszyscy śmiali się do rozpuku i każdy co chwila dorzucał jakieś skojarzenie. Filipkowi bardzo podobało się to co powiedział Krzysztof – Potworkowcy – chociaż na głos powiedział tylko – Eeee tam... Tak powiedział, chociaż to było naprawdę fajne i przypominało mu o filmach Scooby Doo, w których zawsze roiło się od całkiem nieprawdziwych potworków.
Gdy wszyscy przestali się już śmiać Mama powiedziała, że te wszystkie skojarzenia są bardzo słuszne. Przecież patchwork to taka duża pozszywana narzuta na łóżko albo kanapę, zupełnie jak rodzina Filipka, która też jest całkiem od nowa pozszywana po tym jak popruła się poprzednia. Dlatego Tata jest zupełnie gdzie indziej, a Krzysztof jest przyszyty do rodziny Filipka. A Potworkowcy to też słuszna nazwa bo wiele osób uważa, że osoby w takiej rodzinie jest są trochę dziwaczne i pokręcone, ale potem okazuje się że to były tylko takie fałszywe potworki, które w rzeczywistości są całkiem normalnymi ludźmi. A z poczwarek, jak wiadomo, wylęgają się piekne motyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz