Mama obudziła się o 4
rano. To i tak później niż zwykle. Najczęściej gdy otwierała oczy na zegarku
była trzecia. Punkt. Nie wiadomo dlaczego. Może dlatego, że była wyspana. Ale
raczej nie, bo kładła się o dziesiątej wieczorem, a to znaczy że spała tylko
pięć godzin. Chyba nie można być wyspanym po pięciu godzinach. Filipek
jeszcze spał. Zawsze spał do siódmej. Albo do ósmej, w wolne dni. Krzysztof też
spał. On długo śpi, za to w nocy nie. Bo robi komputery. Może nie lubi, żeby mu
przeszkadzać. W nocy nikt mu nie przeszkadza. Każdy lubi czasem robić coś sam,
tak żeby nikt mu nie przeszkadzał. Filipek lubi budować domy. Ostatnio tylko
z długich klocków patyczaków, które mama kupiła mu na urodziny. Taki dom można
delikatnie przykryć kocem. I jest fajnie. Ale można też nie przykrywać i wtedy
wygląda jak klatka Freda. W filmach Scooby Doo Fred często buduje takie klatki.
Tej nocy
jednak było cicho. Krzysztof zdążył się już położyć. Żaden szmer nie dochodził
też z pokoju Filipka. Mama przewracała się z boku na bok próbując przywołać
sen, który uciekł jak złodziej. Ale złodzieje zwykle nie wracają. Chociaż
złoczyńcy czasem wracają na miejsce zbrodni. Ale sen nie wrócił. Mama odmówiła
jeden różaniec. To czasem pomagało na sen. To jest jak medytacja. Modlitwa,
która się powtarza i powtarza. Na dole zegar wybił piątą. Ten stary zegar
naprawdę dobrze wybija godziny. Jest bardzo punktualny. Jest w domu odkąd Mama
i Krzysztof wzięli ślub. To było w maju. Wszyscy wracali wtedy z Józefowa po
wizycie u Dziadka Janka i Babci Janki. Zegary sprzedawał pewien pan, przy
drodze. Miał dużo ciekawych rzeczy oprócz tych zegarów. Były tam wielkie
strzelby, konie bujane, kołyski dla dzieci, stare, trochę połamane kołowrotki,
ogromne długie stoły, krzesła z zabawnymi nogami jak u koźlątka albo lwa. Ale
najwięcej było skrzyń. Takich jaka stoi też w domu. Mama kupiła ja kiedyś gdy
mieszkała z Filipkiem w szkole. Dawno temu. Rok. Ta skrzynia strasznie
nieładnie pachniała. Ona po prostu śmierdziała. I było w niej mnóstwo pajęczyn.
I pająków. Ale Mama ją bardzo dokładnie
umyła. Pomagały nawet dzieci z internatu ze szkoły. Teraz jest czysta. Lśniąca.
Ma nową połyskującą brązową farbę i ładnie w środku pachnie. Lawendowo.
Mama wstała, po cichu zeszła na dół. Zrobiła sobie dziwny
napój z przegotowanej letniej wody, soku z cytryny i kilku kropel wody
utlenionej. To podobno bardzo pomaga kobietom w ciąży. Bo one potrzebują dużo
tlenu. W wodzie utlenionej jest go bardzo dużo. Mama wymyśla czasem takie rzeczy
do jedzenia, które są inne. Nie wszyscy je znają. To się nazywa medycyna
chińska. Czasem mówi też, że to jest medycyna naturalna. Mama zawsze wie co
trzeba wypić i zjeść gdy jest się chorym. Na przykład na bolące gardło, albo
żołądek zawsze dobrze jest wypić prawdziwe siemię lniane. Musi być wypite
ciepłe. Wtedy pomaga. To wygląda zupełnie jak kisiel, ale nie jest aż tak
dobre. Filipek marudzi gdy musi je wypić, ale Mama pije chętnie. To jej
zawsze pomaga. Zwłaszcza gdy dużo mówi w pracy, do dzieci. Dzięki tej medycynie
chińskiej Filip w ogóle nie choruje. I Mama też, choć odkąd jest w ciąży
musi bardziej na siebie uważać. Najlepiej dużo leżeć. Bo dzidziuś lubi się
nisko przesuwać w brzuchu. Mama usiadła więc w salonie na dole, odżałowała tę
kawę, której w ciąży nie mogła już sobie zrobić, usiadła na kanapie, uruchomiła
swojego malutkiego laptopa i zaczęła pisać. Bo poranki są świetnym czasem na
pisanie opowiadań.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz