niedziela, 21 września 2014

Rozdział 9 O urodzinach i rozmnażających się pieniążkach



CAŁY ROK NIE MOGŁEM SIĘ DOCZEKAĆ MOICH URODZIN. MIAŁY BYĆ DWUDZIESTEGO SIÓDMEGO SIERPNIA ALE MAMA POWIEDZIAŁA ŻE LEPIEJ BĘDZIE ZROBIĆ JE W SOBOTĘ. MUSIAŁEM WIĘC POCZEKAĆ JESZCZE CZTERY DNI. TO BYŁO BARDZO TRUDNE. CODZIENNIE PYTAŁEM CZY TO JUŻ. W KOŃCU MAMA TROCHĘ SIĘ ZDENERWOWAŁA I NATYCHMIAST POSZŁA DO SWOJEJ SYPIALNI MRUCZĄC COŚ POD NOSEM. ZAWSZE TAK ROBI JAK SIĘ ZDENERWUJE. IDZIE POLEŻEĆ. NA PIĘĆ MINUT. WIĘC JA LICZĘ DO STO PIĘĆ BO PIĘĆ MINUT MIJA ZAWSZE JAK POLICZĘ DO STO PIĘĆ. I WCHODZĘ DO SYPIALNI. NO CZASEM TEŻ PUKAM. JAK NIE ZAPOMNĘ. MAMA UŚMIECHNĘŁA SIĘ WCIĄGNĘŁA MNIE DO ŁÓŻKA I PRZYTULALIŚMY SIĘ TROCHĘ I ŁASKOTALIŚMY. POTEM POSZLIŚMY DO JEJ POKOJU PRACY I TAM POZWOLIŁA MI PRZESUWAĆ OKIENKO NA KALENDARZU. ROBI Ę TO TERAZ CODZIENNIE. I WIEM ŻE MOJE URODZINY SĄ JUŻ JUTRO. KONIEC

To okienko jest bardzo sprytne. Może jeździć po całym kalendarzu. Nawet jak zmienia się miesiąc. Cieszę, że Mama pozwoliła mi je przesuwać. Teraz wiemy jaki jest dzień. Nawet Mama wie, bo jej mówię, a wcześniej twierdziła, że po prostu nie pamięta, odkąd przestała chodzić do pracy w szkole, bo dzidziuś jest za nisko w brzuchu.

Wczoraj musiałem przestać opowiadać, bo przyszła Mama i powiedziała, że trzeba zrobić zakupy na urodziny. Więc pojechaliśmy do tego francuskiego sklepu z ptaszkiem na polu – szą. A potem to już nie było czasu. Dopiero w niedzielę po urodzinach mogę wszystko opowiedzieć, i o rozmnażających się pieniążkach też. Ale najpierw powiem, że miałem dwa torty! Jeden wielki czekoladowy, który wybrałem w Tatą, bo nie wiedziałem, że będzie drugi od Babci Janki. Ten od Babci był cały niebieski, smakował jak jagody i miał na wierzchu NAPRAWDĘ WIELKI obrazek SCOOBY DOO! Strasznie mi się podobał! Po dmuchaniu świeczek i zjedzeniu tortów, rozpakowałem prezenty. Były tam puzzle, gry i hulajnoga. I była koszulka z Tajemniczą Spółką i Scoobim. Musiałem ją od razu założyć! 

Całe urodziny bawiliśmy się w ogrodzie u babci Janki, ale zupełnie sami. Mieliśmy własny stół z drugiej strony domu i wszystkie najlepsze rzeczy do jedzenia. Żelki, sok, kolorowe bezy, paluszki i STRASZNE mufinki według przepisu z gazetki. Było naprawdę super, bo dorośli siedzieli z drugiej strony i nikt nam nie przeszkadzał w zabawie. Mieliśmy też namiot, zjeżdżalnię, hulajnogi i balony. 

A z rozmnażającymi się pieniążkami było tak, że jedna ciocia powiedziała, że nie wie jakie lubię prezenty. Więc dała mi calutki nowy papierek. Sto złotych. Mama powiedziała, że to jest bardzo dużo i najlepiej je odłożyć do skarbonki. Ale skarbonka jest na drobniaki. Kupiliśmy więc specjalny kuferek na którym napisałem BANK. Będę tam wkładać wszystkie papierowe pieniądze jakie od kogoś dostanę, na przykład od babci Janki albo Tani, bo one często dają. Całkiem bez okazji.  
Mama dorysowała potem na kuferku kreskę i dwa kółeczka. To się nazywa PROCENT. W tym banku pieniążki będą się rozmnażać. Co miesiąc Mama będzie wkładać tam DZIESIĘĆ PROCENT. I powiedziała, żebym lepiej skorzystał i oszczędzał, bo jak BANK DOMOWY się zamknie, to potem trzeba będzie już tylko ze świecą szukać takiego drugiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz