środa, 17 września 2014

rozdział 4 dzień bez przedszkola


 

Filipek bardzo lubi chodzić do przedszkola. Czasami jednak zostaje w domu. Wtedy, gdy jest trochę zakatarzony czyli po zjedzeniu lodów, albo po tym jak chodził  boso przez kilka poranków. Albo gdy nie ma komu zawieźć go do przedszkola. Mama bywa ostatnio bardzo zmęczona i nie wolno jej dużo chodzić. Ale wtedy też jest ciekawie. Filipek wstaje jak zwykle o siódmej. Mama jest już zazwyczaj na nogach, a raczej na kanapie. Ale ma otwarte oczy. Nie śpi. Potem to co zwykle. Gra na pianinie, to chwilka. I już można obejrzeć ulubiony film na DVD. Scooby Doo.

Mama ciągle pisze. Za chwilę jednak wstanie i odgrzeje owsiankę. To tak naprawdę nie jest taka zwyczajna owsianka. Ona za każdym razem inaczej smakuje. Ostatnio okazało się, że Mama nigdy nie patrzy dokładnie ile jakich składników dodać. Bo to zalezy od tego co aktualnie jest w szufladzie ze słoikami. Filipkowi, który patrzy jak Mama gotuje, wydaje się, że do garnka z wodą wpadają wszystkie ziarna jakie tylko są w szufladzie: płatki owsiane, jęczmienne, kasza jaglana i kukurydziana... Ale w innej kolejności. Mama twierdzi, że kolejność jest bardzo ważna. Od tego zależy czy potrawa będzie dobra i czy nie będzie się po niej odbijać i mieć bólu brzucha.

To jak wygląda dzień bez przedszkola zależy zwykle od tego jaki to jest dzień. A tego dnia była środa. W środę Mama i Filipek mówią po francusku. Jour Francais. Tak naprawdę to tylko Mama mówi po francusku, bo tylko ona potrafi. A Filipek tylko rozumie co ona mówi. Wiec taka rozmowa wygląda naprawdę  bardzo zabawnie.  Często jednak Filip nic, zupełnie nic nie może zrozumieć. Nawet jeśli Mama pokazuje i mówi inaczej. Wtedy zwykle Filipek wpada w złość. Tak jest bardzo często. Bo to jest naprawdę bardzo frustrujące. Mama wtedy nic nie mówi i czeka. Ona jest bardzo uparta. W końcu Filip przypomina sobie hasło po którym Mama mówi po polsku i krzyczy Polonais s’il t’es plait!!! Okazuje się, że chodziło o to, że musi się ubrać. Faktycznie. Od kilku minut siedzi w bluzce od piżamy a poza tym nago. Miał się ubierać, ale zapomniał bo Scooby i Kudłaty właśnie zjeżdżali na łeb na szyje na snowbordzie. To było takie śmieszne! I straszne, bo gonił ich potwór. 

            Z kaszką owsianką to jest tak, że ona nie jest super dobra. Smakuje normalnie, słodko bo jest w niej dużo rodzynek i coś co wygląda jak czekolada. Ale nie jest czekoladą. Nazywa się melasa. Ale na pewno jest dużo lepsza od zupy mlecznej. Za to w czasie śniadania wydarza się dużo ciekawych rzeczy. Ostatnio Filipek zauważył na mapie świata, którą Krzysztof zostawił obok stołu, że Rosja jest największym państwem. I lezy całkiem daleko od Australii. Znowu nie mógł znaleźć jednak Francji. Z zamyślenia wyrwał go znów głos Mamy

-„Mange! Pourquoi est-ce que tu ne manges pas?”

-Mąż? Jaki mąż? W kaszce jest twój mąż? -  To był już koniec. Filipek tak się śmiał, że nie dość że nakichał i napluł do kaszki to jeszcze ją potem na koniec przewrócił. Dobrze, że była już praktycznie skończona. Nie ominął go deser ciasteczkowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz